Już od ponad miesiąca w szkolnych sklepikach obowiązuje zakaz sprzedawania „śmieciowego jedzenia”, ale dalej ten temat wzbudza wiele emocji. Bo to ograniczanie wolności, podważanie autorytetu rodziców (co to będzie jak dziecko dowie się, że colka którą pije codziennie do obiadu jest niezdrowa :o ) z drugiej strony walka o zdrowie dzieciaków.
Jako dietetyk jestem za czy przeciw?
Szczerze?
To trochę bardziej skomplikowane niż się wydaje. Pomijając już kwestie finansowe samych właścicieli sklepików to moim skromnym zdaniem mimo, że cel jest wspaniały to rząd zabrał się do tego za przeproszeniem „od dupy strony”. Od razu nasuwa mi się cytaz z książki Pana Andrzeja Sapkowskiego „Pomimo iż 67 zarządzenie rektora zabraniało studentom i bakałarzom picia i hulania przed zapadnięciem zmroku, w Oxenfurcie pito i hulano całą dobę, na okrągło, wiadomo bowiem, że jeśli coś może wzmóc pragnienie jeszcze silniej niż proces przyswajania wiedzy, to tym czymś jest pełna lub częściowa prohibicja.” - Krew elfów I tom sagi o Wiedźminie
Miejsce: Uniwersytet Medyczny w Białymstoku – bufet w budynku Wydziału Nauk o Zdrowiu
Czas: przerwa między zajęciami
Przy stolikach siedzą grupkami studenci różnych kierunków. Po czym poznać studentów dietetyki? Po zawartości talerzy. U nich królują kanapki, sałatki, naleśniki ze szpinakiem, zupy i czasem jajecznica. Do tego każdy z własną butelką wody. Frytki i inne fast foody tylko sporadycznie, bo jednak wszystko dla ludzi, a czasem się zachce zaszaleć. W porównaniu przy innych stolikach można zobaczyć zapiekanki, pączki, batoniki i napoje gazowane.
Można? Można. Są efekty? Są.
No dobra spoko, ale kto miałby edukować? I tu was pewnie zdziwię... DIETETYCY! Dokładnych statystyk nie znam, ale co roku nasze uczelnie (tylko) medyczne produkują setki wykwalifikowanych w tym kierunku magistrów . Młodych, pomysłowych ludzi z wiedzą, których nie trzeba przyuczać. Ci ludzie przez 5 lat uczą się nie tylko zasad żywienia w zdrowiu i chorobie, ale także jak to wdrożyć w życie.
Ale co się stało to się nie odstanie, wprowadzili zakaz i co teraz? Trzeba ulepszać system , edukować nie dać się krzykaczom, bo kto krzyczy?
Dzieci z podstawówki , bo mamusie i tatusie tak mówią (kolejny raz kłania się brak świadomości rodziców i będę to powtarzać do znudzenia).
Gimnazjaliści, bo to taki wiek i oni zbuntują się przeciw wszystkiemu.
Licealiści... oni akurat mają prawo podnosić głos. Skoro w świetle prawa większość z nich może legalnie kupić papierosy i alkohol to przydałoby się udzielić im pełnych praw obywatelskich. Więc jeśli liceum/technikum nie jest w tym samym budynku co gimnazjum i podstawówka, to jestem za zniesieniem zakazu.
Tak czy siak trzeba na razie przeczekać falę hejtu, niech dzieciaki jak chcą biegają do sklepów na przerwach, bo i tak w końcu im się znudzi i się najzwyczajniej przyzwyczają (ciekawa jestem kto będzie biegał jak zacznie lać i będą 4 stopnie za oknem). Sama żałuje, że za moich czasów nie było takiego zakazu i dostępu do wiedzy, bo może teraz nie płakałabym nad swoją oponką z przodu.
Podsumowując: plan słuszny, wykonanie nie przemyślane i do poprawki.
Teraz zostało nam tylko patrzeć w którą stronę to wszystko pójdzie.
Pozdrawiam i niech rozsądek będzie z wami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz